Globalny spór między wydawcami a Google właśnie wchodzi na nowy etap. Amerykański gigant technologiczny rozpoczął kontrowersyjny eksperyment w wybranych państwach Unii Europejskiej, który może znacznie wpłynąć na to, jak dalej będzie się kształtować dostępność do informacji prasowych w sieci. Nietypowy “test” jest jednak niezwykle brutalny, gdyż polega na celowym usuwaniu materiałów prasowych z wyszukiwarki Google Search. Celem Google jest udowodnienie wydawcom, że to właśnie dystrybutorzy treści, tacy jak Google, mają największe znaczenie dla użytkowników. Recepcja ostatnich działań Google jest jednak negatywna bez względu na poglądy na sprawę. Przyglądamy się, dlaczego Google pręży muskuły i do czego może to doprowadzić!
Brutalny eksperyment Google – artykuły prasowe znikają z wyszukiwarki
Branża nie ochłonęła jeszcze po tym, gdy po raz pierwszy w historii firma z tzw. wielkiej piątki (GAFAM) została uznana przez sąd za monopolistę, a już teraz szykują się kolejne rewelacje. Na dniach Google ogłosiło wdrożenie nowego eksperymentu, który ma rzucić więcej światła na spór zachodzący pomiędzy platformami cyfrowymi a wydawcami. Google rozpoczyna eksperymentalny test polegający usuwaniu artykułów prasowych. Treści informacyjne pochodzące od wydawców z Unii Europejskiej będą usuwane z wyników wyszukiwania Google Search, z usługi Google News oraz platformy Discover.
Określane jako “brutalny pokaz siły” i “prężenie muskułów” działanie Google obejmować będzie 9 państw członkowskich Unii Europejskiej: Polskę, Belgię, Chorwację, Danię, Francję, Grecję, Włochy, Holandię i Hiszpanię. W każdym z tych krajów modyfikacje mają dotknąć 1% użytkowników. Test pod względem zakresu oddziaływania jest więc mocno ograniczony, jednak potencjalne konsekwencje jego wprowadzenia mogą być wciąż niebezpieczne dla całego europejskiego rynku mediowego.
Gigantyczny spór prawny w UE: wydawcy vs Google
Przypomnijmy, że obecny spór między wydawcami a Google dotyczy głównie kwestie dystrybuowania i wynagrodzenia za korzystanie z treści publikowanych przez media. Wydawcy, którzy reprezentowani są przez ponad 30 największych, europejskich grup mediowych (ze strony polskiej: m.in. Agorę), złożyli pozew przeciwko Google. Media domagają się wypłaty odszkodowania w wysokości ok. 2,1 miliarda euro za straty związane z dominującą pozycją Google na rynku reklamy internetowej. Ostatnie orzeczenie Sądu Najwyższego USA w sprawie przeciwko Google, zgodnie z którym spółka Alphabet została uznana za monopolistę, również może działać na korzyść postępowań odbywających się na Starym Kontynencie.
Działania Google’a trzeba też oceniać w kontekście zmian regulacji dotyczących m.in. praw autorskich w Unii Europejskiej. Ostatnia dyrektywa zobowiązuje Google do zawierania umów licencyjnych z wydawcami w regionie, co już zaowocowało porozumieniami z ponad 4000 wydawców w dwudziestu krajach UE. Na początku 2024 r. we Francji miał miejsce precedens prawny Google został zobowiązany do zapłaty kary w wysokości 272 milionów dolarów za naruszenie wcześniejszych ustaleń dotyczących kompensacji świadczeń dla wydawców. Europejskie organy regulacyjne są coraz bardziej zdeterminowane, aby egzekwować przestrzeganie praw autorskich przez globalnych gigantów.
Wydawcy argumentują, że Google nie płaci sprawiedliwych tantiem za wykorzystywanie treści. Sposób dystrybuowania treści przez Google ma naruszać zasady uczciwej konkurencji. Google, jak można się domyślać, odrzuca wszystkie te zarzuty. W argumentacji Google pojawia się nie tylko twierdzenie, że współpracuje z wydawcami i że ich narzędzia reklamowe wspierają finansowanie treści, ale także niebezpieczne sugestie, jakoby bez Google wydawcy nie byliby w stanie funkcjonować.
Test na potrzeby postępowania?
Wprowadzenie tego dziwnego eksperymentu otwiera nowy rozdział w sporze prawnym. Google przekonuje, że przeprowadzenie testu wynika z próśb unijnych organów regulacyjnych i wydawców o dostarczenie dodatkowych danych dotyczących wpływu treści informacyjnych na funkcjonowanie wyszukiwarki. Innymi słowy, Google nie ma wyboru: na potrzeby wymogów postępowania musi dostarczyć dane poprzez wykonanie tak drastycznych testów.
Rzeczywistość jest jednak zgoła inna, bo sąd narzucił spółce w tym zakresie żadnych konkretnych działań. Google równie dobrze mogłoby się podzielić swoimi danymi rankingowymi, ale tego unika. Zamiast tego tworzy test, który dostarczy nowych danych. Szkopuł jednak tkwi w szczegółach, bo wiarygodność tak przeprowadzonego – skądinąd przez stronę postępowania – testu może być dyskusyjna.
Metodologia eksperymentu Google
Przeprowadzany test realizowany jest w formie AB, co ma umożliwiać porównanie zachowań użytkowników w różnych wariantach prezentacji treści. Eksperyment dotyczy trzech kluczowych obszarów: wyszukiwarki Google Search, wiadomości Google News oraz spersonalizowanego feedu Google Discover.
Metodologia testu zakłada, że dla wybranej grupy użytkowników (1% w każdym z objętych eksperymentem krajów) treści pochodzące od wydawców z UE nie będą wyświetlane w żadnej z trzech usług Gogole. Pozostałe 99% użytkowników nadal będzie widzieć wszystkie wyniki wyszukiwania bez żadnych zmian. Grupa referencyjna ma umożliwiać analizę porównawczą.
Reakcja środowiska wydawców – Francja zakazuje eksperymentu
Według Google celem testu jest zgromadzenie konkretnych danych dotyczących wpływu obecności treści informacyjnych na zachowania użytkowników i dostarczenie ich do analizy w przedmiotowym postępowaniu. Google zamierza zbadać, w jaki sposób wyświetlanie treści wydawców wpływa na ruch generowanych bezpośrednio na ich stronach. Chociaż eksperyment dopiero startuje, nietrudno przewidzieć jego rezultatów – artykuły prasowe, które nie znalazłyby się w wyszukiwarce, na pewno miałyby znacznie mniej odsłon.
Reakcja wydawców na test Google’a nie szczędzi krytyki. O sprawie wypowiedzieli się także przedstawiciele polskich instytucji. Maciej Kossowski, prezes Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych, zaznacza, że polscy wydawcy nie prosili o przeprowadzenie takiego testu i zostali zaskoczeni tą decyzją. W ocenie Kossowskiego działania Google’a stanowią „pokaz siły” ze strony amerykańskiego giganta.
Najsilniejsza reakcja nastąpiła jednak we Francji. Stowarzyszenie wydawców,m Syndicat des Editeurs de la Presse Magazine (SEPM), podjęło natychmiastowe działania prawne. W rezultacie w przyspieszonym trybie sąd w Paryżu wydał nakaz wstrzymania eksperymentu pod groźbą kary w wysokości 900 000 euro dziennie. SEPM argumentował we wniosku, że planowane działania Google’a stoją w sprzeczności ze zobowiązaniami firmy wobec francuskiego urzędu ds. konkurencji. Sąd uznał tę argumentację za słuszną. Nie należy jednak spodziewać się tego, że Google faktycznie zrezygnuje z eksperymentu. Realne pozostaje jedynie wyłącznie z niego użytkowników i wydawców francuskich.
Nie pierwsze takie usuwanie artykułów z sieci
Przeprowadzany obecnie eksperyment nie jest pierwszym takim zabiegiem, którego dopuszcza się Google. Ostatni “test” nie tak dawno był przeprowadzony w Kaliforni (stan ten posiada odrębne prawa dotyczące szeregu obszarów, w tym prywatności i praw użytkowników). Google niedawno usunął linki do lokalnych serwisów informacyjnych w odpowiedzi na stanową ustawę o ochronie dziennikarstwa (Journalism Preservation Act).
Podobna sytuacja miała miejsce w Kanadzie. Jako reakcja na wprowadzenie nowych regulacji Google zagroziło zablokowaniem dostępu do lokalnych wiadomości w wyszukiwarce. W 2021 roku Alphabet realnie rozważał wycofanie Google Search z Australii. Była to reakcja na propozycje legislacyjne związane z obowiązkiem dzielenia się opłatami licencyjnymi mediów cyfrowych z wydawcami dostarczającymi treść.
Ciąg dalszy walki Google z wydawnictwa – podsumowanie
Ostatnie lata pokazują dwie rzeczy. Z jednej strony coraz więcej państw wprowadza regulacje na rzecz wydawców, które godzą w wielkich gigantów mediowych. Z drugiej strony ci ostatni coraz śmielej reagują na tego typu projekty, sięgając po takie metody, jak blokowanie dostępu do danych, a nawet szantaż związany z opuszczeniem danego rynku. Precedensy te pokazują, że Google ma jasną, konkretną strategię, która nie zakłada ustępowania i jest w stanie zdecydować się na radykalne kroki, tak jak np. wobec Kanady czy Australii.
Konflikt z wydawcami na poziomie Unii Europejskiej jest jednak inny, bo bez rynku UE Google długoterminowo nie miałoby szans. Dochodzi do tego niekorzystne orzeczenie w sprawie antymonopolowej przeciwko Google i wciąż toczące się analogiczne sprawy w UE. Z drugiej strony Google jest także potrzebne Unii Europejskiej – zarówno jako płatnik (główne usług zarejestrowane są w Irlandii) i dystrybutor treści.
Obecny eksperyment to nic innego, jak przeciąganie liny przez Google, by pokazać, kto ma większy wpływ nie tylko na odbiorców mediów, ale w szerszej perspektywie system informacji w ogóle. Test Google’a z pewnością wpłynie też na recepcję spółki i przyszłe regulacje dotyczące relacji między platformami technologicznymi a wydawcami. Na ten moment wydaje się, że poza Francją w tej sprawie jest swoisty “pat”.