Powoli rozwija się katastroficzny scenariusz dla Google. 9 października Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych poinformował o tym, że rozważane jest nakazanie Google rozbicie na mniejsze podmioty w ramach koniecznych środków zaradczych. To kolejne kroki związane z wcześniejszym orzeczeniem stwierdzającym, że Google jest monopolistą. W sieci wybuchła burza, bo nikt nie spodziewał się, że sąd będzie rozważać najbardziej z rygorystycznych środków zaradczych. Sprawdzamy, co o sprawie piszą dziennikarze obserwujący batalię sądową Google, a także jak zareagował na nią sam zainteresowany.
Google rozbite na mniejsze kawałki? Orzeczenie Departamentu Stanu
Departament Sprawiedliwości może rozbić Google w ramach środków zaradczych w związku z orzeczeniem o monopolu. To pokłosie przegranego przez Google postępowania antymonopolowego. Gigantowi zarzuca się bycie monopolistą, co doprowadziło do szeregu ryzyk i szkód rynkowych. Ostatnią rzeczą na tym etapie jest wskazanie przez Departament Sprawiedliwości USA środków zaradczych.
32-stronnicowe orzeczenie możemy przeczytać online (co ważne, administratorzy nie ograniczyli przeglądania pod względem IP) na stronie Courtlistener. Aby przekonać się, jak poważne dla Google jest to, co obecnie się dzieje, wystarczy przeczytać pierwszy akapit wspomnianego dokumentu, który brzmi następująco: “Działania antykonkurencyjne Google doprowadziły do nakładających się i szkodliwych skutków, które stwarzają bezprecedensowe problemy w dynamicznie rozwijającym się rynku [chodzi o rynek usług telekomunikacyjnych zw. z Google Search, Chrome i Android – przyp. red.]. Te rynki są niezbędne dla życia wszystkich Amerykanów, zarówno jako jednostek, jak i właścicieli firm, a znaczenie skutecznego uwolnienia tych rynków i przywrócenia konkurencji nie może być przecenione”.
Sprawa utknie w sądzie na lata?
Sąd ma do dyspozycji szereg działań, które może podjąć. Fakt, że skłania się ku najbardziej radykalnemu ze wszystkich, tj. nakazaniu rozbicia spółki na szereg mniejszych, o rozdrobnionych udziałach kapitałowych Google, wywołuje burzę w sieci i środowisku prawnym. Rozbicie firmy to prawdopodobnie najostrzejsza z możliwych konsekwencji, których się spodziewano. Oczywiście Google odwoła się od tej decyzji, co prawdopodobnie sprawi, że sprawa utknie w sądach na lata.
Trzeba podkreślić, że nie jest to jeszcze ostateczne orzeczenie, a jedynie wstępna deklaracja Departamentu Sprawiedliwości (w polskim systemie prawnym tego rodzaju deklaracje nie mają miejsca w porządku prawnym). Główny sędzia odpowiedzialny za prowadzenie sprawy Google vs United States of America i Google vs State of Colorado, Amit Mehta zapowiedział, że postara się wydać orzeczenie w sprawie środków zaradczych do końca sierpnia 2025 roku. Oznacza to rok niepewności i prawdopodobnie kilka kolejnych lat, kiedy Google dzięki monopolowi, dominacji rynkowej i ogromnemu kapitałowi będzie w stanie przygotować się na wszelkie negatywne konsekwencje decyzji sądowej. Alternatywnie możliwe jest również to, że apelacja nie zostanie odrzucona i jakiekolwiek środki zaradcze przedstawione na tym etapie przez Departament Sprawiedliwości nie wejdą w życie.
Możliwe działania przeciwko Google
Wśród możliwych opcji, na które może zdecydować się Departament Sprawiedliwości, znajduje się także szereg mniej radykalnych działań. Propozycje obejmują nie tylko przymusowy podział firmy, który oddzieliłby od siebie usługi Chrome, Androida i wiele pomniejszych elementów ekosystemu Google, ale także mniej interwencyjne działania. Zalicza się do nich wymuszenie na Google:
- udostępnienia konkurencji danych z indeksu wyszukiwania Google i jego modeli,
- udostępnienia funkcji wyszukiwania wspomaganych przez sztuczną inteligencję,
- udostępnienia danych dotyczących rankingu reklam,
- wprowadzenia regulacji dotyczące prywatności związane z przechowywaniem danych,
- ograniczenia w zawieraniu umów partnerskich z Apple i innymi firmami.
Fakt, że Departament Sprawiedliwości skłania się ku najbardziej radykalnym rozwiązaniom, może też mieć kontekst polityczny. Administracja prezydenta Bidena wypowiedziała wojnę gigantom technologicznym, którzy unikają odpowiedzialności społecznej i fiskalnej. Postępowanie antymonopolowe Google przez wszystkie znane dzienniki, m.in. The Wall Street Journal i New York Times, było określane “postępowaniem stulecia” i “papierkiem lakmusowym” sprawdzającym rzetelność działań administracji Bidena. Zbliżające się wybory prezydenckie w USA również mogą mieć znaczny wpływ na przyszłość omawianego postępowania. W przypadku zwycięstwa Harris bardziej prawdopodobne jest prowadzenie ostrej polityki względem największych międzynarodowych korporacji.
Google krytycznie wobec orzeczenia sądu i… rządu Stanów Zjednoczonych
Najnowsza informacja Departamentu Sprawiedliwości nie uciekła samym zainteresowanym. Google oczywiście odniosło się do zapowiedzi, stwierdzając, że stanowią one radykalną i szeroko zakrojoną propozycję, która będzie szkodzić całej branży. W oświadczeniu Google czytamy m.in., że: “Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych (DOJ) przedstawił dziś ogólny zarys radykalnych zmian, których może zażądać w ramach swojego pozwu dotyczącego sposobu dystrybucji naszej wyszukiwarki. Jest to początek długiego procesu i szczegółowo odniesiemy się do ostatecznych propozycji DOJ, gdy będziemy przedstawiać naszą argumentację w sądzie w przyszłym roku. Jednak już teraz niepokoi nas fakt, że DOJ sygnalizuje żądania, które wykraczają daleko poza specyficzne kwestie prawne w tej sprawie”.
Artykuł zawierający odpowiedź Google dostępny jest na oficjalnym blogu Google pt. DOJ’s radical and sweeping proposals risk hurting consumers, businesses, and developers. W artykule Google nie uderza jedynie w Departament Sprawiedliwości, ale ogólnie w rząd Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z oświadczeniem “rząd wydaje się realizować szeroko zakrojoną agendę, która wpłynie na liczne branże i produkty, powodując poważne niezamierzone konsekwencje dla konsumentów, przedsiębiorstw i amerykańskiej konkurencyjności”.
Oprócz tego Google odnosi się do wszystkich ewentualnych środków zaradczych, jakie może nałożyć Departament Sprawiedliwości. Każdorazowo wskazuje wszystkie negatywne konsekwencje, jakie z tego tytułu miałyby rzekomo spotkać nie tylko całą branżę IT, ale również szeroko rozumiane społeczeństwo amerykańskie:
- Zmuszenie Google do udostępniania danych wyszukiwania innym firmom zwiększa ryzyko dla prywatności i bezpieczeństwa użytkowników.
- Ograniczenie narzędzi AI Google może spowolnić amerykańską innowacyjność i konkurencyjność w kluczowym momencie.
- Oddzielenie Chrome lub Androida spowodowałoby ich destabilizację oraz podniesienie kosztów urządzeń, osłabiając konkurencję z Apple.
- Zmiany na rynku reklam online mogłyby zmniejszyć wartość reklam, szkodząc małym firmom i konsumentom.
- Nadmierne ograniczenia w promocji wyszukiwarki Google utrudniałyby korzystanie z niej, zmniejszając dochody firm takich jak Mozilla oraz podnosząc ceny smartfonów.
Czy Google zostanie podzielone na mniejsze spółki? Podsumowanie
Najnowsze oświadczenie Departamentu Sprawiedliwości USA nie pozostawia wątpliwości – Google mogą spotkać najsurowsze z możliwych kar w związku z orzeczeniem o spełnianiu przez firmę statusu monopolisty. Scenariusz, w którym Google musi zostać rozbite na szereg mniejszych spółek, z różnym kapitałem, staje się nie tylko całkowicie realny, ale na ten moment najbardziej prawdopodobny. W takiej sytuacji mielibyśmy do czynienia z powstaniem spółek jedynie częściowo zależnych od Google, które kreaowałyby własne polityki w zakresie zarządzanych usług. W kontekście konkretnych usług, które miałyby być rozbite, pojawiają się najczęściej Google Chrome, Android i Google Search. Na wokandzie są również głośne postulaty dotyczące wprowadzenia daleko idących zmian w obrębie indeksu wyszukiwarki Google Search, który obecnie monopolizuje wyszukiwanie w internecie, ograniczając konkurencyjność wielu stronom internetowym.
Surowe konsekwencje, które mogą spotkać Google, na pewno przełożyłyby się na rynek SEO/SEM. Byłyby to pierwsze tego typu środki zaradcze nałożone na giganta technologicznego. Skala możliwych konsekwencji jest tak duża, że trudno nawet w tej chwili spekulować, co by się stało, gdyby np. Chrome, Android i Google Search nie byłyby w jednych, decyzyjnych rękach Alphabetu. Sprawie będziemy się uważnie przyglądać na bieżąco!